Data: 17 XI 2017

W listopadzie b.r. zakończyłem, prowadzone przeze mnie, jako radnego miejskiego, konsultacje z mieszkańcami mojego okręgu wyborczego. Były one prowadzone metodą door-2-door, czyli odwiedzania każdego z poszczególnych domostw.

Jako osoba publiczna, staram się przeszczepiać na polski grunt niektóre wzorce dojrzałych demokracji anglosaskich, gdzie kontakt między obieralnym politykiem a mieszkańcami, jest o wiele intensywniejszy (co ułatwiają tam 1-mandatowe okręgi wyborcze, ze względu na to, że są po prostu mniejsze, czyli łatwiejsze do “ogarnięcia” i “obejścia”; mój okręg wyborczy, liczący ok. 75 tys. mieszkańców, jest pod względem ludności większy niż Miasto Gniezno).

Skonsultowałem Kiekrz (wiosna 2016), Podolany (jesień 2016), Strzeszyn (wiosna 2017) i Krzyżowniki-Smochowice (jesień 2017), czyli 4 z 5 dzielnic mojego okręgu wyborczego (piąta dzielnica to Piątkowo). W tych czterech dzielnicach mieszka między 35% a 40% mieszkańców całego okręgu wyborczego.

Przeprowadzając konsultacje, z jednej strony zbierałem wnioski mieszkańców, nt. tego, co należy zrobić w danej dzielnicy, zaś z drugiej strony zbierałem podpisy pod petycją dotyczącą istotnej kwestii dla danej dzielnicy. Zebrane postulaty przekazywałem właściwym jednostkom organizacyjnym do realizacji; zarazem wzbogacały one moją wiedzę o lokalnych problemach, jak i uwrażliwiały na głosy mieszkańców (nawet, jeśli początkowo, do czegoś nie byłem przekonany, to słyszenie danego postulatu, po raz kolejny, i kolejny, wywoływało efekt niczym w ewangelicznej przypowieści o niesprawiedliwym sędzi i natrętnej wdowie). Petycje kierowałem do Prezydenta Miasta; jak do tej pory, wszystkie przynoszą pożądane rezultaty (choć w takim trochę, nikogo nie urażając, biurokratycznym tempie).

Odwiedzałem mieszkańców, w czasie, który mi się udało wygospodarować, w dni nieświąteczne: od poniedziałku do piątku w godz. 17-20, a w soboty w godz. 10-20 (z przerwą na obiad). Większość osób albo nie było w domu, albo nie otwierali, albo byli zajęci, albo byli chorzy (co tak naprawdę, paradoksalnie, było zbawienne – bowiem, przy takiej ilości mieszkańców, 100% frekwencja byłaby nie do przeprocedowania przez konsultującego). Średnio, udawało mi się porozmawiać z osobą, z co piątego domostwa.

Łącznie, wszystkie te dwuletnie odwiedziny, kosztowały mnie wiele wysiłku, tak więc w ostatnim roku bieżącej kadencji Rady Miasta Poznania, nie przewiduję już dalszych takich konsultacji.

Zarazem, był to czas niesamowity pod względem doznań międzyludzkich. Czasami bywały momenty radosne, np. jak trafiłem na imprezę (np. urodzinową), i zebrana rodzina krzyczała wesoło do mnie: “Hej, Panie Radny! Zapraszamy do nas!”. Bywały też momenty wzruszające, np. gdy mieszkańcy z płaczem opowiadali o swoich problemach albo gdy jakiś sędziwy człowiek mówił: “Kilkadziesiąt lat mieszkam w tej dzielnicy, a jeszcze nigdy mnie żaden radny miejski nie odwiedził”. Były momenty straszne (np. jak dostałem się w środku lasu do, czegoś co nazwałem, “domkiem Candyman’a”, otoczonym zewsząd ulami, z pszczołami, które zaczęły mnie gonić; hej, to wcale nie jest śmieszne!). Ale były też momenty luzu, gdy np. w upalny dzień, na werandzie czy w ogrodzie, zasiadałem z mieszkańcami, powoli sącząc lemoniadę i prowadząc dyskurs o lokalnych sprawach.

Podsumowując: niesamowite doświadczenie, które wymaga odrobiny odwagi, odpowiedniej dozy czasu i sporo wysiłku, ale zostaje nagrodzone zadowoleniem mieszkańców, zdobytą wiedzą i umiejętnościami społecznymi, oraz korzystnymi zmianami dla danej dzielnicy.

Poniżej link do zdjęcia na moim profilu na Instagramie z zakończonych konsultacji:

https://www.instagram.com/p/Bbh_rbshezU/?taken-by=michalboruczkowski